Tej nocy Harry długo jeszcze nie mógł zasnąć i zastanawiał
się co zrobić.
Prawda była taka, że czasem tęsknił za dawnymi przyjaciółmi,
w każdym razie tymi, którzy w niego wierzyli. Choć nie zostało ich wielu,
zwłaszcza po jego ucieczce. Obawiał się też trochę, że jest to pułapka, więc może
powinien poprosić jeszcze Leo żeby im towarzyszył... chociaż z drugiej strony
nie chciał wyjść na tchórza.
Ciało za nim poruszyło się nieznacznie przyciągając go
jeszcze bliżej.
-Kochanie czemu nie śpisz?- Zapytał zaspany Wyatt.
-Po prostu..- odwrócił się do niego- Nie wiem co jutro zrobić.
-A co byś chciał?- mężczyzna nie mógł się powstrzymać, żeby
nie pogłaskać go po policzku, uwielbiał to robić.
-Tęsknie za nimi... ale odcinając się od dawnego życia podjąłem
decyzję żeby chronić siebie i ich.
-I jestem pewny, że o tym wiedzą- uśmiechnął się do niego
chociaż w pokoju było tak ciemno, że Harry tego nie dostrzegł.
-Tak...- westchnął i ziewnął- pójdziesz ze mną?
-Skarbie jak możesz nawet pytać- pocałował go delikatnie -
Nawet gdybyś mi zabronił i tak bym poszedł.
-Dziękuję ci- Harry pocałował go w policzek i w końcu zamknął
oczy.
-Malutki, nic ci się nie stanie, nie przy mnie - szepnął
jeszcze Wyatt i on też zasnął.
Rano Wyatta obudził głośny huk, gdy tylko otworzył oczy, spojrzał
w zdziwione i trochę przestraszone zielone ślepka ukochanego.
-Co się dzieje?- Zapytał Harrego.
-Nie wiem- odpowiedział cicho- Obudziłem się i coś już
strzelało... ale nikt nic nie mówił...
-Może to Mel robi eliksiry- Wyatt położył Harrego na poduszce
i zawisł nad nim - Mogę?- Zapytał.
-Proszę - Harry patrzył na niego wielkimi oczami, bardzo
uważnie.
-Pamiętaj nie bój się nic ci nie zrobię - polizał go w szyję.
-Wiem- uśmiechnął się i zarzucił jedną rękę na szyję mężczyzny.
Druga bardzo nieśmiało wkradała się pod koszulkę Wyatta. Ten uśmiechał się i
całował szyję i ramiona chłopca. Miał nadzieję, że chociaż chwilę uda mu się
rozproszyć uwagę ukochanego. Mimo, że on sam zastanawiał się co dzieje się na
górze.
Nie zaprzestawał jednak delikatnych pieszczot, tym bardziej,
że Harry również coraz śmielej zaczął poczynać sobie z jego klatką piersiową i
brzuchem. Palce poruszały się coraz
szybciej, a ucisk robił się z każdą chwilą coraz mocniejszy.
-Uwaga!!- Krzyknął nagle kuzyn Wyatta Henry, wpadając jak
bomba do pokoju.
-Hej tu się puka!- Mężczyzna był wściekły, ale zanim wstał
zasłonił sobą Harrego.
-Wiem, wybacz, ale nie kontroluję tego- uśmiechnął się głupio
nastolatek- To jest ten twój James?
-Tak- Wyatt był coraz bardziej zły, ale rumieńce na buzi
Harrego skutecznie go rozczuliły- James, to jest syn cioci Paige, wy chyba
jeszcze się nie znacie.
-Nie- Harry wstał w końcu z łóżka, a Wyatt przez chwilę
zastanawiał się skąd ten ma na sobie ubranie- Miło mi.
-I mi również - Henry uśmiechał się do niego- Wybaczcie
jeszcze raz, ale ja tej lewitacji nie mogę ogarnąć.
-Lewitujesz?- Zapytał zdziwiony Wyatt.
-Od dzisiaj - przyznał Henry, a Harry umknął im do łazienki,
gdzie ze zdziwieniem stwierdził, że jego penis jest na wpół sztywny. Owszem Wyatt
już raz doprowadził go do orgazmu, ale przecież dziś nie robili nic szczególnego,
nawet on zdawał sobie z tego sprawę.
Jego ciało zaczęło bardzo dziwnie reagować, nie mniej było to
bardzo przyjemne. Rozebrał się i wszedł pod chłodny prysznic. Zapowiadał się
gorący dzień, a jego emocje jeszcze do końca nie opadły.
Nawet nie zorientował się kiedy Wyatt zmaterializował się w pomieszczeniu.
Dopiero delikatny stukot w ściankę prysznica przywołał go do rzeczywistości.
-Wyatt- ucieszył się, ale zdał sobie sprawę z tego, że jest
nagi i nagle bardzo się zawstydził. Co innego romantyczna sceneria i
przygaszone światło, a co innego poranny prysznic.
-Spokojnie skarbie - roześmiał się mężczyzna - Nie wejdę tam,
chcę cię tylko pospieszyć, bo i ja muszę skorzystać, a chyba trochę zaspaliśmy-
mimo swoich słów Wyatt głośno przełknął ślinę i zamknął oczy. Najchętniej
wszedłby za chłopakiem do kabiny, ale nawet sama myśl o tym wydawała się czymś
nieodpowiednim, zwłaszcza gdy Harry ma tyle problemów. Jest cierpliwy i zaczeka,
miał tylko nadzieje, że nie długo, bo sam już nie potrafił tak dobrze się
zaspokoić jak kiedyś.
-Już- Harry stał teraz przed nim opatulony ręcznikiem z ogromnym
uśmiechem na ustach, uniósł się na palcach i pocałował go w policzek- Zrobię
nam śniadanie.
-Dobrze kochanie- mężczyzna trzymał ręce przy sobie, tak dla
pewności. Gdy chłopak tylko wyszedł, Wyatt w tym co stał wszedł pod zimny
prysznic.
W kuchni była Piper, ale na szczęście zbierała się do wyjścia.
-Cześć James- uśmiechnęła się do niego kobieta.
-Dzień dobry- odwzajemnił uśmiech.
-Mam nadzieje, że te wybuchy was nie obudziły, moja siostra
postanowiła zrobić kilka eliksirów, ale jakoś nie mogła się skupić i wszystko
zniszczyła.
-Nic nie szkodzi- zaczął z wprawą robić omlety.
-Wyatt ma duże szczęście - powiedziała i ucałowała go w policzek.
-To ja mam szczęście- szepnął i starł ukradkiem łzę, która
samotnie spłynęła po jego policzku, gdy kobieta wyszła.
Uśmiechnął się po chwili i podśpiewując kończył robić
śniadanie.
-Pięknie pachnie- Wyatt wszedł do kuchni po kilku minutach.
-Dziękuję- postawił na stole talerze - Trochę się denerwuję.
-Przecież to twoi przyjaciele skarbie- mężczyzna nie
rozumiał.
-Tak, ale....no nic będziesz ze mną i będzie wszystko dobrze-
zmienił temat.
-Tak będzie- uśmiechnąl się mężczyzna- Harry tak sobie
pomyślałem, że może... w następny weekend wybierzemy się do domku mojego wujka
do lasu... za miasto.
-Bardzo chętnie- podszedł do mężczyzny i przytulił się- idę
po różdżkę, musimy już wyjść.
-Oczywiście- dopił jeszcze kawę i przeniósł się na strych po
eliksiry dla ochrony.
Im bliżej plaży, tym Harry stawał się coraz bardziej blady i
milczący. Wyatt uparł się, żeby pojechać samochodem, ale chłopiec w sumie wcale
się nie opierał. Cały czas trzymali się za ręce.
-Kochanie będzie dobrze, obiecuje ci- Wyatt martwił się o
ukochanego, bo nie wyglądał najlepiej.
-Tak tylko mnie pocałuj- wyszeptał Harry, gdy stali przy
samochodzie, nie czekając na reakcje mężczyzny sam wbił się w jego usta. Nie był
to jednak namiętny pocałunek, jaki chciałby dostać Wyatt, tylko pełen potrzeby
i prośby.
-Już kochanie,
spokojnie - objął go, gdy tylko oderwali się od siebie z powodu braku
powietrza.
-Tak, chcę mieć to za sobą- westchnął, ale nie poruszył się.
Już widział znajomą rudą głowę i drugą, której jakby się nie spodziewał. Mimo
to jednak dzięki Oliverowi trochę się uśmiechnął, z jakiegoś powodu starszy mężczyzna
zawsze go uspokajał, chociaż tak dawno go nie widział.
-Ha... James!!!- Pierwszy zobaczył go Geroge, który zaczął
biec ku nim. Harry nie potrafił się jednak rozluźnić i gdyby nie obecność
Wyatta pewnie od razu by stamtąd uciekł.
-Haj George - powiedział słabym głosem, gdy ten stanął przed
nimi, nie wiedząc czy może go objąć.
Łypał też groźnie na Wyatta.
-Wyrosłeś - odezwał się Oliver pierwszy przełamując lody i
przytulając do siebie Harrego.
-Wcale - zarumienił się chłopak, na co Wyatt na powrót przyciągnął go do siebie,
patrząc wściekle na mężczyznę naprzeciw niego.
-No może nie wyrosłeś - zgodził się Geroge i też przytulił
młodszego przyjaciela - A to kto?
-To Wyatt, jest Czarodziejem...
-I chłopakiem Harrego- wszedł mu w słowo jasnowłosy mężczyzna
wyraźnie zaznaczając swój teren. Przecież ich nie znał i mógł się obawiać.
-Tak... - Harry uśmiechnął się do niego i wziął za rękę- Ale....
-Tak... - Harry uśmiechnął się do niego i wziął za rękę- Ale....
-Mamy tyle do nadrobienia - wszedł mu w słowo Geroge- Ale nie
dziś... spotkamy się jeszcze mam nadzieje... i być może kiedyś będzie
bezpiecznie, żebyś wrócił wszyscy za tobą tęsknią.
-Ja za wami też - Harry bardzo cieszył się, że ktoś jeszcze
tam o nim myśli.
-Nie mamy jednak dużo czasu- Oliver nie chciał im przerywać,
ale musiał- Harry musisz być bardziej uważny... używałeś magii i ktoś to
zmonitorował. To jednak można było zmanipulować. Niestety... Ron zobaczył cię
wczoraj... Dumbledore już wie gdzie jesteś...- Harry zbladł i niemal osunął się
na ziemię. Tylko Wyatt go przed tym powstrzymał i wziął na ręce.
-Obronimy go tu- odezwał się mężczyzna.
-Chcemy wam pomóc- Geroge bardzo cieszy| się że Harry ma
kogoś takiego w swoim życiu- Pstaramy się zmylić trop jakoś
-Chodźcie z nami do domu, mama i tata jakoś... spróbujemy...
-Nie - Harry wszedł mu w słowo- Twoja rodzina nie będzie się
narażać.
-Skarbie... musimy cię chronić, jesteś jednym z nas... proszę
cię.
-Wyatt ma rację - Oliver uśmiechnął się do Harrego - Luna
mówiła, że mieszkasz u Czarodziejek.
-Tak- odpowiedział ostrożnie chłopak.
-Mogą być jedyną szansą na pokonanie Dumbledora - Wood
próbował przemówić mu do rozsądku.
-Ale....- Harry nadal chciał się kłócić.
-Kochanie, twój przyjaciel ma rację, chodźmy już. Musisz dać
sobie pomóc – miał nadzieje, że to w końcu to go przekona.
-Dobrze - poddał się po chwili ciszy i zbliżył usta do ucha
mężczyzny- możemy pojechać w ten weekend?
-Cokolwiek zechcesz - pocałował go w policzek- Zapraszam-
zwrócił się do Anglików i wskazał samochód.
-Tym?- George spojrzał na maszynę z niedowierzaniem.
-Tak- Harry roześmiał się w końcu - I w drodze opowiesz mi
wszystko.
-Jasne, że tak- Oliver objął Georga i poprowadził go do mugolskiego
samochodu, on już trochę to znał i nie obwiał się aż tak bardzo.