piątek, 28 września 2012

Rozdział 9

Kilka godzin później  James i Wyatt sprzątali stare mieszkanie Blacka.
Nie było w nim dużo rzeczy i jak do tej pory Wyatt nie znalazł nic osobistego i coraz bardziej go to niepokoiło. Chciał zapytać o to młodszego chłopaka ale tak łatwo było go spłoszyć. Nawet po tak niewinnym pocałunku za każdym razem gdy spojrzeli sobie w oczy James się rumienił i odwracał wzrok. Nie mówił też nic o sobie a te informacje które zdobył do tej pory były niczym. A tak bardzo chciał by James mu zaufał.
Wyatt ściągał właśnie ostatnie książki z szafy gdy na podłogę spadła jakaś kartka. Wiedział że nie powinien jej czytać ale James sprzątał łazienkę a on był bardzo ciekawy.
                                 
                                       Drogi Harry
       Mam nadzieje że u Ciebie wszystko w porządku i że udało Ci się znaleźć dobre miejsce z dala
       od magii i wojny.
      Pamiętaj że ani ja ani Luna Cię nie obwiniamy i wiemy że jesteś niewinny. 
      Trzymaj się i napisz czasem żebyśmy się nie martwili.
       Teddy rośnie jak na drożdżach i niedługo będzie miał małą siostrzyczkę
                                
                                                                      Nevill

      PS. Fred i Geroge zaczęli realizować swoje plany. Będzie się działo
       
                 
                                             Trzymaj się i niech Ci się wiedzie


-Nigdy mu nie odpisałem- usłyszał smutny głos za sobą i odwrócił się zmieszany. James stał na środku pokoju ze spuszczoną głową i wydawał się jeszcze drobniejszy i bezbronny niż normalnie
-James... ja...- podszedł do niego powoli
-Nie szkodzi sam prosiłem cię żebyś je zabrał. Chyba chciałem żebyś znalazł list- usiadł na łóżku ciągle na niego nie patrząc- Na prawdę nazywam się Harry Potter ale nie używam już tego imienia i nie chcę byś mnie tak nazywał. Jeszcze nie jestem gotowy żeby opowiedzieć ci wszystko ale obiecuję że kiedyś będę- przytulił się do niego i zamknął oczy
-Dobrze- Wyatt pocałował go w czubek głowy- Pamiętaj że do niczego cię nie zmuszę i zrobisz wszystko w swoim czasie ja poczekam
-Dziękuję- James uniósł głowę i musnął wargami policzek blondyna- Wszystko już spakowałem możemy wracać
-Tak- wstał, pociągając chłopaka za sobą- Mogę zadać tylko jedno pytanie?
-Ale jedno- uśmiechnął się delikatnie
-Kim jest Teddy czy to twoje dziecko?- Wyatt dziwnie obawiał się odpowiedzi, było jasne że James bał się gdy tylko go dotknął
-Nie- uśmiech zrobił się coraz większy- To mój chrześniak. Pokaże ci zdjęcia. Jest taki śliczny
-Widać że lubisz dzieci- i Wyatt się uśmiechnął, nie mógł inaczej bo gdy widział rozpromienianą buzię chłopaka on sam był szczęśliwy
-Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę- zarumienił się znowu- Taką jak ty
-Wszystko jest możliwe- Wyatt zabrał ciężkie pudła i wyszedł , przysięgając sobie w duchu że da mu ją kiedyś i sprawi że ten uśmiech nie zniknie mu z twarzy już nigdy.

Dopiero gdy James się rozpakował zdał sobie sprawy jak mało miał rzeczy. W dużym pokoju jaki od dziś miał zajmować jego ubrania i książki nie zajęły prawie wcale miejsca.
Teraz siedział na łóżku i przeglądał stary album który tak dawno temu dostał od Hagrida. Tym razem jednak nie płakał
-Mogę wejść?- Wyatt stał w progu z kilkoma poduszkami w rękach
-Oczywiście- uśmiechnął się do niego- Obejrzysz go ze mną?- Zapytał gdy mężczyzna położył wszystko na fotelu
-Tylko jeśli ty tego chcesz- usiadł jednak obok
-Chcę- James usiadł mu na kolanach. Potrzebował kontaktu a on Wyatta biło takie ciepło, bezpieczeństwo i miłość- To mama i tata- objaśnił pierwsze zdjęcie.....

Piper i Leo stali w progu pokoju ich nowego domownika i oboje uśmiechali się widząc ich starszego syna leżącego obok Jamesa i obejmującego go opiekuńczo. Wyatt miał szczęście że go znalazł. Będą dla siebie dobrzy
-Nie powiesz mi?- Piper zapytała męża
-Nie- odpowiedział- Ale mam wrażenie że James wszystko niedługo nam opowie- wziął żonę za rękę i zamknął drzwi dając chłopcom prywatność zanim któryś z nich zorientuje się że ich obserwują.

poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział 8

James przez chwilę siedział bez ruchu usilnie próbując nadążyć nad tym co stało się od chwili gdy się obudził.
Nigdy w życiu niczego takiego się nie spodziewał i już polubił tą dużą kochającą się rodzinę. Wielkim plusem było też to że nie traktują go jak Wersleyowie którzy ciągle chcieli go kontrolować i nie dawali nawet chwili spokoju, ciągle ktoś musiał być przy nim i zajmować go swoją osobą.
A teraz siedzi sobie sam w kuchni i delektuje się kawą. Dom był cichy i spokojny ale pod każdym względem zamieszkały i emanował potężną magią która zdawał się go uspokajać
-James witaj- w kuchni pojawiła się ubrana w wyjściowy strój Paige
-Dzień dobry- wciąż nie potrafił opanować nieśmiałości i zarumienił się trochę
-Gdzie wszyscy?- I ona nalała sobie kawę chociaż było widać że już wypiła kilka kubków
-Chyba... sam nie wiem pan Coop się pojawił i powiedział o jakimś demonie i ...- zdał sobie sprawę że powinien im teraz pomagać
-Chodźmy więc- wyciągnęła ku niemu rękę jakby umiała mu czytać w myślach a on z wdzięcznością ją przyjął. nie będzie siedział bezczynnie gdy ktoś inny walczy nawet jeśli to nie jego walka.

Przenieśli się na polanę w lesie za miastem. Podobało by mu się to gdyby nie fakt że wpadli w sam środek walki i to takiej którą czarodzieje przegrywali
-James co tu robisz?- Wyatt podbiegł do niego zabijając jednego demona
-Chcę pomóc- powiedział wyciągając różdżkę
-Kochanie...-zaczął ale dostał ognistą kulą w plecy i osunął się na ziemię. James przeskoczył go i zaczął miotać zaklęciami jak oszalały zabijając każdego demona który się pojawił. Wyatt szybko do niego dołączył obserwując jak wyraz twarzy chłopca zmienił się z delikatnego i pełnego niewinności do zdeterminowania i skupienia. Był jakby innym człowiekiem.  Starszym i bardziej  potężnym. Podobało mu się to. Ciocia przeniosła mamę i drugą ciocię w bezpieczne miejsce bo obie dostały i ktoś musiał ich uleczyć. Jego kuzynka wciąż dzielnie odpierała ataki i gdy wydawało się że wygrali ktoś jedno ze stworzeń zaatakowało Jamesa mocą której Wyatt  nigdy jeszcze nie widział i chłopak zemdlał.
To go rozwścieczyło. On mógł oberwać, zresztą taka walka nie była dla niego czymś nowym ale James, jego słodki niewinny chłopczyk, W prawdzie nic wiele mu się nie stało ale to wystarczyło by jego moc wzrosła do niemal niewyobrażalnego poziomu. Prue złapała bezwładne ciało za rękę i zniknęła z plany kilka sekund przed tym jak miejsce wybuchło.

-Prue co się stało?- Zapytał Leo podnosząc Jamesa z dywanu i położył go na kanapie
-Wyatt powiększył swoją moc jak James oberwał i...- w tym momencie pojawił się Wyatt w poszarpanych ubraniach, brudny i poraniony
-Tato ulecz go- powiedział podchodząc do kanapy i klękając obok
-Wyatt co się tam stało?- Piper patrzyła na syna ze smutkiem
-Mamo to była pułapka ale demony zostały unicestwione. Tylko że jak James stracił przytomność...
-Co jest zrozumiałe- przerwał mu Coop
-Tak- kiwnął głową Wyatt- Ten który go zaatakował to nie był zwykły demon, a przynajmniej nigdy o nim nie słyszałem
-Co masz na myśli?- Zapytała Paige
-Strzelał z reki czarnym strumieniem
-Zabierzemy się do identyfikacji- Leo uzdrowił Jamesa który zamrugał oczami i podniósł się nieznacznie
-Wygraliśmy?- Zapytał zdezorientowany
-Tak- Prue uśmiechnęła się do niego i spojrzała na zegarek- Mamo tato  muszę iść do szkoły- nie miała ochoty oglądać sceny którą za pewne urządzi jej kuzyn
-Tak- Pheobe wstała z kolan męża i wzięła córkę za rękę. Coop położył ręce na ich ramionach i zniknęli
-Wyatt?- James przyglądał się mężczyźnie który patrzył na niego z dziwnym wzrokiem
-Nigdy więcej tego nie rób- blondyn wziął go w ramiona i przytulił do siebie z taką siłą że niemal połamał mu kości
-Ja tylko chciałem pomóc- wymamrotał delikatnie uwalniając się z uścisku
-Nie gdy coś ci zagraża. Obiecaj mi to- teraz Wyatt patrzył mu w oczy
-A co z tobą?- Zapytał robiąc się zły
-Ja sobie poradzę- uśmiechnął się do niego- Nie zabronię ci walczyć czy się bronić ale zawsze kogoś wezwij
-Dobrze- James znów się rozluźnił i przytulił do mężczyzny mimo zdradliwych rumieńców na policzkach- Piper jeśli twoja oferta jest wciąż aktualna...
-Oczywiście- przerwała mu kobieta wstając z fotela- Wyatt pomoże ci ze wszystkim ja muszę przesłuchać kandydatów na nowego kucharza
-Przepraszam ale może... albo nie- zmieszał się ukrywając twarz w szyi blondyna
-Kochanie w tym domu możesz mówić wszystko i nikt cię nie skrytykuje- Piper popatrzyła na męża, on wiedział co dzieje się z chłopakiem, i ona sama zaczęła się czegoś domyślać
-Tylko nie przeklinaj- roześmiał się Wyatt ciesząc się z bliskości drugiego ciała
-Bo.. ja lubię gotować i zawsze chciałem... ale nie musi pani- wstał z kanapy, zaczął mieć migrenę i musiał pospać
-Chętnie zobaczę co możesz zrobić- jej syn wybrał uroczego młodzieńca ale nie będzie mu łatwo dlatego tak bardzo chciała pomóc- Ale zawsze możemy to na jutro przełożyć. Dziś zajmijcie się przeprowadzką. Leo- zwróciła się do męża- przenieś mnie zostawi im samochód- ten tylko kiwnął głową i zniknęli.
-Cieszę się że zdecydowałeś się zostać- Wyatt też wstał nie mogąc przestać dotykać Jamesa i teraz obejmując go w talii
-Bardzo mi się tu podoba- przyznał- Wyatt mogę się gdzieś położyć?
-Oczywiście to też twój dom- wziął go na ręce i przeniósł do jego sypialni- To był ciężki poranek- powiedział kładąc go na łóżku
-Tak., ale było dobrze- powiedział James zamykając oczy- Czy... pocałuj mnie- poprosił cicho
-Z przyjemnością- blondyn pochylił się z złączył ich wargi najpierw lekko ale gdy James rozchylił usta pogłębił pocałunek i zawisł nad chłopakiem podpierając się na łokciach by go nie zgnieść tym razem. Bardzo chciał go dotknąć jego skóry, ale nie wiedział czy może. Odsunął się nieznacznie i popatrzył Jamesowi w oczy szukając jakiegoś znaku. Ten kiwnął głową i Wyatt wrócił do całowania go jednocześnie władając rękę pod koszulę którą nosił.
-Wystarczy- wyszeptał James po kilku chwilach i zasnął zaraz po tym
-Zabijesz mnie kochanie- Wyatt jednak uśmiechnął się i wyszedł z sypialni by zrobić porządek w pokoju gościnnym.

poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 7

James obudził się gdy pierwsze promieni słońca wpadły do sypialni przez okno.
Otworzył oczy i gdy nie znalazł przed sobą znajomej pustej kremowej ściany tylko załadowane książkami biurko i laptopa na parapecie, zaczął zastanawiać się gdzie jest. Ale prawdziwy szok nadszedł gdy zorientował się że nie jest w łóżku sam, a czyjeś silne ramiona przyciskają go do ciepłej, twardej klatki piersiowej.
I nagle przypomniał sobie poprzedni wieczór i zdał sobie  sprawę gdzie i z kim jest
-Wyatt!- Krzyknął odpychając go od siebie
-Co? Co się dzieje?- Podniósł się zaspany i rozejrzał po pokoju- Nic ci nie jest?- Zapytał gdy napotkał przestraszony wzrok bruneta- James? Hej, wszystko dobrze? Miałeś zły sen?
-Ja... Ten...- Chłopak zmieszał się widząc troskę mężczyzny- Co tu robisz? Znaczy ja wiem że to twój pokój i ja jestem gościem...- reszta zdana zniknęła gdy Wyatt położył mu palec na ustach
-Wszystko dobrze- uśmiechnął się do niego czule- poszedłem po śpiwór ale spałeś tak słodko, że nie mogłem się oprzeć żeby cię nie przytulić i widać ja też usnąłem
-Och.... Która godzina?- Zmienił temat rumieniąc się
-6- ziewnął- śpij jeszcze- ułożył się znowu, on nie wstawał tak wcześnie
-Wyatt, czy mogę obejrzeć wasze książki?- Z jakiegoś powodu był pewny, że ten nie wypuści go samego z domu, może porozmawia z jego rodzicami
-Oczywiście- James wyglądał ślicznie z rozczochranymi włosami i próbujący zakryć swoją nagość kocem- Ale ja jeszcze się prześpię
-Dziękuję-James uradowany objął go przelotnie i tym razem się nie zawstydził, przynajmniej od czasu gdy stanął przed Wyattem w samych bokserkach i napotkał jego pełen pożądania wzrok
-Przepraszam- tym razem to blondyn się zawstydził, nie powinien pokazywać jak bardzo go pragnie- I widzimy się na śniadaniu- po tych słowach zamknął znowu oczy i przykrył po czubek głowy by nie kusiło go podglądać.
James nie mógł powstrzymać uśmiechu. Owszem był niewinny w pewnych sprawach, ale pamiętał jeszcze rozmowy z bliźniakami Wersleyów  którzy byli bardziej niż chętni żeby wytłumaczyć mu wszystko co musi wiedzieć o sexie, nie zdążył tylko zastosować tej wiedzy w praktyce, i przez długi czas nie chciał. Ale z drugiej strony nikt nigdy nie sprawiał że czuje się tak wspaniale. Wyatt był dobrym człowiekiem i nie zasługiwał żeby znać kogoś tak złego jak on. Tylko że James chciał był samolubny. Przynajmniej dotąd dokąd go nie narazi. Wtedy odejdzie i nie pozwoli być znalezionym,

-Ty musisz być James- wysoki jasnowłosy mężczyzna uśmiechnął się do niego gdy tylko wszedł na strych- Jestem  Leo, tata Wyatta
-Dzień dobry- od mężczyzny biła aura dobroci i spokoju. Aż zaparło mu dech w piersiach. Ojciec i syn byli bardzo do siebie podobni, nie tylko z wyglądu ale też magicznie
-Nie musisz się obawiać- położył mu rękę na ramieniu- Wiem, kom jesteś- James zaczął się odsuwać zapominając że i on ma moce. Sparaliżował go strach, Czy zawsze gdy zacznie się układać wszystko musi się psuć? Czy on nie zasługuje na odrobinę szczęścia?- Harry- powiedział Leo- Nic nikomu nie powiem, zadaniem naszej rodziny jest ci pomóc, o czym oni nie wiedzą i tylko od ciebie zależy czy dowiedzą się prawdy
-Nie potrzebuję...- zaczął czując się coraz słabiej
-Ale będziesz- poprowadził go do kanapy i usiadł obok- Nie zdradzę cię. Mi możesz zaufać. Wyatt i ty macie specjalne zadanie...
-Skąd pan o mnie wie?- James nie mógł czytać mu w myślach i coraz bardziej się bał
-Starsi.. To jakby przełożeni Aniołów Stróżów czarownic. Harry...James wiesz że mówię prawdę. Potrafisz to wyczuć. Jeśli chcesz odejdź, nikt cię tu nie więzi, ale ty wiesz że mówię prawdę- i James wiedział. Mężczyzna dopuścił go do umysłu i pozwolił wszystko odczytać i upewnić się że jest tu bezpieczny
-Zostanę- zaczął się uspokajać- A to zadanie?
-Wszystko w swoim czasie- wstał- Może mógłbyś mi pomóc, próbuję znaleźć coś o tym amulecie- wyciągnął z kieszeni duży pleciony ze srebra medalion, który mienił się setką różnych kolorów- ale nigdzie nie ma informacji
-Bardzo chętnie panu pomogę- i on się podniósł szczęśliwy że do czegoś się przyda
-Leo- przypomniał mu mężczyzna na co James tylko się uśmiechnął.

-James mama prosi cię... o cześć tato- Chris wszedł na strych dwie godziny później ubrany i gotowy do wyjścia
-Dzień dobry Chris- Leo uśmiechnął się do młodszego syna i odłożył książkę na półkę- Wyatt jeszcze śpi?
-Nie też jest na dole. Szkoda że mnie znów ominie coś ważnego- zrobił nieszczęśliwą minę
-No już- Leo widział w Chrisie odpicie swojej żony, robili nawet podobne miny- Idź na te zajęcia
-Idę idę- i zniknął w błękitnym świetle
-Powinienem iść?- James nie był do końca pewny czy chce się dowiedzieć czego chce od niego pani domu
-Oczywiście- Leo popchnął go delikatnie do wyjścia i nie miał wyboru.

Gdy tylko przekroczył próg kuchni znalazł się w objęciach Wyatta
-Jesteś głodny?- Zapytał prowadząc go do krzesła
-Nie- uśmiechnął się lekko, ta troska to coś do czego musi przywyknąć. Nie lubił Przeznaczenia, bo ono zrujnowało mu życie, ale umysł Leo pokazał mu szczęście którego pragnął i dlatego ryzykuje- Ale czy mogę prosić o kawę?
-Oczywiście- odezwała się Piper wciąż zaskoczona zachowaniem syna i postawiła przed nim kubek z parującą cieczą- Ale myślę że powinieneś coś zjeść, Śniadanie jest bardzo ważne...
-Mamo- przerwał jej zażenowany Wyatt
-Tylko mówię- mruknęła- James chcemy cię o coś zapytać...
-Zamieszkaj z nami- na widok miny ciemnowłosego dodał szybko- W pokoju gościnnym
-Nie musisz oczywiście odpowiadać teraz- Piper uśmiechnęła się do Jamesa- Po prostu pomyśl o tym
-Dobrze- zgodził się James zaskakując sam siebie
-Piper, Wyatt pomóżcie!- na środku kuchni pojawił się Coop- Pheobe i Prue zostały zaatakowane- Matka i syn stanęli obok siebie i gdy już mieli się orbować Wyatt pochylił się i musnął wargami usta Jamesa
-Nic się nie bój za chwilę wrócę- i zniknęli całą trójką zostawiając coraz bardziej zaskoczonego Jamesa samego.

czwartek, 13 września 2012

Rozdział 6

-Dobrze że już jesteście- Uśmiechnęła się do nich Piper gdy tylko pojawili się w jadalni. Może i nie znała Jamesa ale instynkt podpowiadał jej że będzie częstym gościem w ich domu. No i urzekł ją ten niewinny wygląd, a Pheobe uspokoiła że nie jest zagrożeniem
-Oj mamo- Wyatt nie wypuszczał chłopaka z ramion i poprowadził go do stołu- Więc znasz już mamę, Mel, Chrisa i ciocię Pheobe. To jest wujek Coop Kupidyn, ciocia Paige, wujek Henry- wskazywał każdego z dorosłych. James nieśmiało kiwał im głową- A to Prue, Henry junior- dwoje pozostałych nastolatków przy stole pomachało do niego
-I to jak na razie wszyscy więc siadajcie- popędził ich Chris
-Tata będzie?- Wyatt popatrzył na mamę
-Ma ważne sprawy w szkole- odpowiedziała- James a ty czym się zajmujesz?
-Ja... jestem kelnerem- spłonął rumieńcem i popatrzył w talerz
-Nasza mama też była- Piper postanowiła dać mu otuchy, widać było że tego potrzebował- A chłopcy mówili jak świetnie poradziłeś sobie z tym demonem
-To nic- lekki uśmiech zagościł na jego ustach- Miałem dużą praktykę
-A co z twoją rodziną- Henry nie mógł uwierzyć że ktoś wysyłał dziecko do bitwy. Był w tej rodzinie na tyle długo że wiedział jak ona działa  i jak bardzo troszczy się o siebie. Dlatego już zapomniał że gdzieś może być inaczej
-Nie żyją- wyszeptał i w tym samym momencie znalazł się w objęciach Wyatta. I oblało go uczucie bezpieczeństwa jak jeszcze nigdy
-Może wystarczy co?- Blondyn był zły na rodzinę, że tak go wypytuje. Owszem, chciałby wiedzieć o chłopaku wszystko, ale nie w ten sposób, James powinien mu ufać
-Nic nie szkodzi- James położył mu rękę na ramieniu- Zaprosiliście mnie do domu, wcale mnie nie znając. Twoja rodzina ma prawo zadawać pytania
-Słonko nie chcieliśmy cię tak osaczyć- Pheobe miała łzy w oczach i w głębi duszy cieszyła się że nie ma tu jej młodszej córki, to co czuł chłopak było zbyt wiele dla jednej tak młodej osoby
-Wszyscy wiemy że dużo przeszedłeś- odezwał się Coop- a jest dla nas jasne że jesteś kimś wyjątkowym dla Wyatta, chcemy ci tylko pomóc...
-Doceniam to ale nie potrzebuje niczego- tylko te silne ramiona i uczucie jakim darzyła się ta rodzina nie pozwalały mu się przenieść do siebie i uciec jeszcze dalej. Taka uwaga i troska względem jego osoby bardzo go peszyła i troszkę smuciła bo za tym tęsknił całe życie
-James- Wyatt zbliżył usta do jego ucha- nic ci nie grozi. Rozumiem że się obawiasz ale co powiesz na to że ja ci pomogę. Nie chcesz opowiedzieć wszystkiego nic nie szkodzi, ale obiecałeś mi zaufanie- nie mógł się powstrzymać przed niewinnym całusem w delikatną muszelkę ucha. Zapach ciepłego ciałka ciasno przytulonego do niego niemal go hipnotyzował. Nigdy do nikogo nie czuł nic takiego, Te silne emocje, ta chęć nie wypuszczania go z objęć. Ponad głową chłopaka uchwycił spojrzenie Coopa który lekko pokiwał mu głową i nie przestawał się uśmiechać
-Ja na prawdę dziękuje- James westchnął- Ale nauczyłem się radzić sobie sam i chcę żeby tak zostało. Ale chcę być tu mile widziany jeśli to nie problem- zakończył cicho raz jeszcze spuszczając wzrok
-Oczywiście- Wyatt wiedział że ma poparcie rodziny- Jesteśmy przecież razem prawda?- Właściwie to nawet tego nie przedyskutowali, ale gdy James uśmiechnął się delikatnie on sam się odprężył
-Tak Wy ale pamiętaj o zasadach- Chris już szukał możliwości żeby ponabijać się z brata, zawsze gdy ten miał nowego faceta on sam miał niezły ubaw
-Christopher Perry Halliwell!- Piper zaczęła się śmiać- Jestem pewna że tym razem twój brat nie złamie zasad
-Tak- poparła ją córka- Zresztą to ty łamiesz je częściej z tymi wszystkimi narzeczonymi
-Wcale nie było ich tak dużo- Oburzył się Chris ale zaraz się roześmiał i cała atmosfera przy stole znacznie się rozluźniła.

-Przepraszam cię za nich- Wyatt przyglądał się chłopcu siedzącemu po środku jego sypialni na dywanie, teraz wyglądał jeszcze młodziej
-Nie szkodzi....Mówiłeś że jesteśmy razem- odwrócił wzrok- Mówiłeś prawdę?
-Oczywiście- usiadł obok niego- Znaczy ty chcesz prawda?- Znów naszły go wątpliwości
-Nie całuje obcych- szepnął
-Więc powoli do wszystkiego dojdziemy- ujął go za rękę i ucałował- Powinienem odwieść cię do domu
-Tak, jest już późno- przyznał James i nagle posmutniał- Zobaczymy się jutro?
-Jeszcze się będziesz ode mnie opędzał- Wyatt próbował rozładować napięcie- Rano przeniosę się do ciebie z kawą i śniadaniem co ty na to?
-Byłoby wspaniale- James przytulił się do niego- Boję się tylko że do rana o mnie zapomnisz
-Nigdy skarbie- ucałował go tym razem w policzek- Ale jeśli tego się obawiasz możesz zostać...
-Ja...- zaczął zmieszany chłopak jeszcze bardziej, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami i powoli wycofując się z jego objęć. Był przestraszony
-James... Boże nie... to nie tak- Wyatt zdał sobie sprawę jak to właśnie zabrzmiało- Chodziło mi o to że mamy tu pokój gościnny, albo zajmiesz moje łóżko, mam gdzieś śpiwór- nie chciał go wystraszyć, co pewnie już zrobił i teraz zniknie
-Dobrze, ale nie zajmę ci łóżka, ja mogę spać w śpiworze- odezwał się po kilku minutach w których wszedł do umysłu blondyna. Żeby upewnić się że żałuje swoich słów
-O nie jesteś gościem- pogłaskał go po policzku- połóż się już ja wezmę prysznic i poszukam śpiwora. Nie zapomnij wypić eliksir
-Dobrze- nie miał już siły na kłótnie to był męczący dzień.

Wyatt wrócił do sypialni 40 minut później i uśmiechnął się delikatnie gdy zobaczył że mała istotka śpi słodko w jego łóżku. Wiedział też że James ma na sobie tylko bieliznę bo jego ubranie leżało poskładane w kostkę na krześle przy biurku. Chłopak spał skulony w kłębek na samym brzegu posłania zakopany po szyję w ciepłej kołdrze. Wyatt nie mógł się powstrzymać żeby chociaż przez chwile nie położyć się obok, nie rozebrał się jednak z dresów i podkoszulka, nie przykrył bo wiedział że pokusa będzie zbyt duża. Leżał niemal bez ruchu podziwiając urodę Jamesa i już miał wrócić na podłogę gdy nagle brunet przekręcił się twarzą go niego i wtulił w jego szeroką ciepłą pierś mrucząc coś pod nosem. Wyatt uśmiechnął się lekko przywołał koc i objął chłopaka zamykając oczy. On też potrzebował snu.

wtorek, 11 września 2012

Rozdział 5

Strych na którym suę pojawili był zagracony, ale nie brudny.
Widać było, że dużo ludzi często spędza tu czasu. Centralne jednak miejsce zajmował duży stojak na książkę, a obok niego dwa stoły jeden z mapą drugi przygotowany specjalnie do robienia eliksirów.

-James, nie to że mi to przeszkadza ale nie musisz mnie tak mocno obejmować nic ci nie grozi- Wyatt pogłaskał chłopca po głowie
-Przepraszam- spłonął rumieńcem i odsunął się
-Nic nie szkodzi- roześmiał się- Powiedz robiłeś kiedyś eliksir?
-W szkole- przyznał oglądając różnobarwne fiolki
-A wiec się uczyłeś- każda nowa informacja była przydatna- opowiedz- pociągnął go ze sobą na fotel tak że James wylądował mu na kolanach
-To była szkoła z internatem, chodziłem tam siedem lat- kręcił się niespokojnie zażenowany i zmieszany takim zachowaniem- Nic specjalnego
-James, proszę- dotknął dłonią jego policzka- Rozumiem że nie jest łatwo mi zaufać, ale jedyny sposób to rozmowa....
-Dobrze- westchnął- Hogwart, pierwszy rok wszyscy zaczynają w wieku 11 lat a kończymy  gdy mamy po 18. Jest gdzieś w Szkocji tak myślę. Najbardziej lubiłem Obronę Przed Czarną Magią a nienawidziłem Eliksirów, ale może to przez profesora- wzdrygnął się na to wspomnienie
-Obrona?- Wyatt nigdy nie słyszał o czymś takim, w jego Szkole Magii nic takiego nie było
-Tak... Uczyliśmy się tam walki, odpierania uroków... A ty? Skąd to wszystko wiesz?- James nie mógł pozwolić żeby tylko on mówił
-Głównie od rodziny, ale i ja chodziłem do szkoły magii... 4 lata ale zawsze. Tata jest tam dyrektorem- Wyatt uśmiechnął się delikatnie
-Miałem ci pomóc- James nie chciał wdawać w ten szczególny temat
-Tak- Wyatt nie mógł oderwać oczu od tej bladej twarzyczki. Nie miał pewności ile ma lat, ale chyba się pomylił, nie był dzieckiem. To jeszcze  bardziej sprawiało, że miał ochotę ucałować te pełne czerwone usteczka. Te zielone oczy i długie rzęsy. Nigdy jeszcze nikt tak bardzo mu się nie podobał. Mógł na niego patrzeć godzinami i nie znudziłby się. Chciał znać każdy pieprzyk na lekko zadartym małym nosku. I sprawić że tak słodko się rumieni.
Sam nie wiedział co w niego wstąpiło. ale pochylił się powoli i złączył ich usta w czułym pocałunku. James nie drgnął nawet, gdy ciepłe wargi delikatnie złączyły się z jego. Otworzył tylko szeroko oczy i patrzył na Wyatta zdziwiony. Ale gdy poczuł język liżący jego dolną wargę uchylił usta i przymknął powieki.
-Hej Wyatt!- Od drzwi dobiegł ich głos Chrisa który bez ostrzeżenia otworzył drzwi strychu- O kurcze... Przepraszam... To ja ten... no- zmieszał się gdy zobaczył brata całującego nieznajomego którego skojarzył po kilku sekundach jako tego który ich uratował
-Chris- warknął Wyatt patrząc z wyrzutem na brata i obejmując Jamesa opiekuńczo, ale też jakby bał się że tan mu ucieknie, bo chyba miał taki zamiar. Buzie miał wściekle czerwoną i patrzył wszędzie tylko nie na braci
-Nie moja wina ciocia mówiła że przygotowujesz eliksir, a obaj wiemy że ja jestem w tym lepszy- usiadł na kanapie naprzeciw- A więc znowu się spotykamy- uśmiechnął si przyjaźnie- James tak?
-Tak- wyszeptał jeszcze bardziej spuszczając wzrok
-Hej nie masz się czego wstydzić- nie przestawał się uśmiechać- No i dzięki za ratunek...Choć może Wyatt już ci podziękował- mrugnął i przywołał ręką jedną z książek- To co z tym eliksirem?
-Ja pójdę już- James w końcu wstał z kolan Wyatta
-Nie- blondyn próbował go powstrzymać- Obiecałeś że mi pomożesz
-Masz do tego brata- posłał im delikatny uśmiech- A ja i tak zostałem dłużej niż powinienem
-Co ty- Chris machnął ręką- Zostań, on jest tak beznadziejny- wskazał na starszego brata ignorując jego mordercze spojrzenie- że przyda mi się dodatkowa pomoc, no i nikt cię stąd nie wypuści bez kolacji
-Ale..- James znów nie wiedział co powiedzieć, głowa bolała go niemiłosiernie. Tego było za dużo. Wszyscy byli dla niego tak mili, jeszcze milsi od Wersleyów no i ten pocałunek, o którym nie bardzo wiedział co myśleć. Popatrzył na Wyatta i jego proszącą miną. Widział jak bardzo zależy mu by ten został- Skoro mówisz że dzięki mnie nic nie wybuchnie to pomogę- tym razem uśmiechnął się do Chrisa ale nie mógł nie zauważyć ulgi na twarzy starszego brata.

-Dobry jesteś- pochwalił Chris, po godzinie robienia różnych eliksirów
-Uczyłem się- James był z siebie dumny, że niczego nie zepsuł
-A teraz proszę- Wyatt wręczył mu świeżo uwarzony eliksir nasenny z domieszką uspokajającego
-Po co...? Och- zrozumiał że chłopak martwi się jego atakami paniki- dziękuję- na prawdę był wdzięczny, sam nie zdobyłby się by go zrobić, a wiedział jak bardzo tego potrzebuje
-O tu jesteście- do pomieszczenia weszła ciemnowłosa nastolatka- Hej, ty jesteś ten nowy?- Zwróciła się do Jamesa- Jestem Melinda, siostra tych głupków
-James, milo mi- Melinda była kilka centymetrów wyższa od niego, a nie nosiła szpilek, to troszkę go onieśmieliło
-Kurcze ciocia i mama miały racje- roześmiała się- Jesteś słodki
-Hej!- Tym razem James się oburzył, nikt nigdy tak o nim nie mówił- Jestem starszy od ciebie
-To nie ma znaczenia- pokazała mu język w siostrzany sposób i wyszła tanecznym krokiem- A mama pyta czy zapiekanka może być- odwróciła się jeszcze w drzwiach i widząc ich wszystkich potakujących zbiegła se schodów
-Wariatka- roześmiał się Chris- Ale serio jesteś straszy?
-Mam prawie 19 lat- James widział że na tyle nie wygląda
-Dałbym ci 16- odezwał się Wyatt- Ja mam 25 a on 23 Mel ma 17- znów go do siebie przytulił tym razem miał pewność że nie poczuje się jak zboczeniec
-Nie jestem wcale taki mały- James zrobił obrażoną miną
-Nie wcale- roześmiał się Chris i zniknął w znajomym błękitnym świetle krzycząc jeszcze żeby się nie spóźnili na kolacje
-Przepraszam cię za nich- Wyatt wyszeptał mu do ucha całując je lekko
-Nie szkodzi, widać że bardzo się kochacie- wtulił się w mężczyznę
-A i wszyscy pokochają ciebie., A co do pocałunku...
-Rozumiem- James posmutniał, wiedział że Wyatt żałuje tego co zrobił i teraz stara się go delikatnie odtrącić- To było chwilowe zaćmienie umysłu
-Nie!- Blondyn krzyknął- Znaczy... Jeśli ty tego chcesz...- Tego nie brał pod uwagę- Ale jak dla mnie to pocałowałem cię bo tego chciałem i dalej chcę to zrobić...
-Ja też- szepnął James- Ale nie chcę się spieszyć, za mało się znamy...
-Jeśli na kolejny pocałunek będę musiał czekać i rok to będzie on tego wart- musnął wargami jego czoło- Pośpiech to zły doradca, chcę żebyś mi ufał i nie bał się bo nic złego ci nie zrobię
-Wiec powoli- James nie przerywał kontaktu wzrokowego licząc po cichu na jeszcze jeden pocałunek
-Tak jak tylko zechcesz- wyszeptał  Wyatt milimetry przy wargach młodszego chłopaka
-Wyatt! James! Nie każcie mi po siebie iść!!- Rozległ się krzyk Piper ze chodów
-Wybacz- Wyatt objął Jamesa
-Mamy czas- uśmiechnął się do niego i zamknął oczy gdy zobaczył że znów się przeniosą.


#################################################################################
Komentujcie proszę, może 8 się uda zebrać. Dla tych którzy chcę poznać postacie jeszcze w tym tygodniu o ile będą komentarze pojawi się notka. Nie zapomnijcie zostawić po sobie śladu:)

piątek, 7 września 2012

Rozdział 4

James po kilku minutach wesołego śmiechu znów spoważniał.
-Czy mogę już iść?- Zapytał nie patrząc na Wyatta
-Nie jesteś tu więźniem- położył mu dłoń na ramieniu- Ale chciałbym żebyś kogoś poznał
-Kogo?- James nie wiedział czy mu się to podobało
-Mojego tatę i ciocię- widział że chłopak się waha
-Chciałem się wykąpać- przyznał z lekkim rumieńcem
-Skorzystaj z mojej łazienki. Proszę to dla mnie ważne- popatrzył mu w oczy
-No dobrze- posłał mu delikatny uśmiech i wrócił na górę. Sam nie był od końca pewny czemu tak łatwo się na wszystko godzi, ale czuł się dobrze i bezpiecznie przy blondynie. Tego mu brakowało i za tym tak bardzo tęsknił.

Rozebrał się i zanurzył w ciepłej wodzie. Zamknął oczy i nagle wspomnienie biegły tak szybko że nie był w stanie ich powstrzymać:
.....-Harry Jamesie Potterze!- Głos ministra dobiegał zza mgły kurzu- Jesteś zatrzymany pod zarzutem morderstwa Petuni, Vernona i Dadleya Dursleyów
-To nie ja!- Krzyknął, ale nikt go nie słyszał
-Jak mogłeś!- Ron uderzył go w zranione ramie- A ja ci pomagałem! Jesteś zły zabiłeś własną rodzinę!
-To przez ciebie zginęli nasi przyjaciele!- Zawtórowała mu Hermiona policzkując go- Syriusz, twoi rodzice! A miałeś nas bronić!
-Nie chciałem żeby mi pomagali- Harry płakał. Te słowa bolały, bardziej niż obolałe zranione ciało. Jego tam nie było. Tak zginęli i byli świadkowie że zabija wujostwo, ale ktoś go wrobił. On w tym czasie był w ukryciu, Najgorsze było to że nikt mu nie wierzył, bo nikt o tym nie wiedział. To był pomysł Dumbledora, żeby skupił się przed walką. By nikt mu nie przeszkadzał. 
-Zawsze tego chciałeś sławny biedny Harry! Grałeś na naszych emocjach!- Ron był cały czerwony ze złości
-Więc czemu ty nie zabiłeś Voldemorta!- Teraz i Harry był zły, przecież ktoś dokonał morderstwa miesiąc przed decydującą bitwą. A oni oskarżali go po tym jak wykonał zadanie
-A ja przyjęłam cię do rodziny- Molly splunęła mu na twarz- Jesteś morderca nie lepszym od Czarnego Pana
-To nie ja!- Harry osunął się na kolana ale ktoś szarpnął go do góry urażając każdy bolący mięsień
-Mój chłopcze- spokojny smutny głos dyrektora- To moja wina ta wojna pomieszała ci w głowie
-Pan wie że to nie prawda! Pan wie!....
-Zabrać go!.......

Harry ocknął się nagle pod wodą i szybko wstał by się nie utopić. Serce biło mu jak oszalałe. Znowu go to dopadło. Tak jakby wspomnienia chciały przebić ścianę za którą je zamknął i to w chwili gdy znów zaczął cieszyć się życiem. Na dodatek był obolały trochę tak jak wtedy. Coś było mocno nie tak i bał się tego. Może powinien jednak komuś zaufać.

-Piper! Leo!- Do domu weszła Pheobe
-Tylko ja ciociu!- Odkrzyknął jej Wyatt
-Och- usiadła na jednym z foteli- Czemu przeglądasz Księgę?- Zapytała, widząc że siostrzeniec czegoś szuka
-Chce zrobić eliksir- przyznał podnosząc wzrok. Ciocia Pheobe była empatką i to dlatego chciał żeby Jamrs ją poznał, może ona mu pomoże
-Jesteś zakochany- usiadła obok niego
-Ciociu!- Może to nie był najlepszy pomysł
-Wybacz ale to cię czuję bardzo mocno... Ale też się boisz o niego. Wyatt w co ty się wpakowałeś?
-Nic. Ale ktoś go zranił. On się boi... Sam nie wiem, dlatego dobrze że jesteś może ty coś wyczytasz- posłał jej proszący uśmiech
-Sądząc po tym co do niego czujesz to ważne, ciekawe czy Coop maczał w tym palce- dawno nie czuła takich emocji od nikogo, Wyatt pokochał prawdziwie tak jak ona kiedyś, tak jak jej siostry. To było piękne ale i go to przerażało- Nie martw się miłość jest silna i przezwycięży wszystko- posłała mu pocieszający uśmiech
-To mi zawsze mówiłyście- westchnął zamykając Księgę
-Więc gdzie jest ten szczęśliwiec?- Wstała gotowa do akcji
-Kąpie się na górze- na to Pheobe parsknęła śmiechem
- Nie poznaję cię Wyatt- na widok jego miny zaczęła się śmiać
-Co się dzieje z tą rodziną?- Zapytał kręcąc głową- Najpierw mama teraz ty. James jest tak niewinny że aż nie rzeczywisty
-Tak?- Ciemnowłosy chłopak zszedł ze schodów- Nie wiedziałem że tak myślisz
-To wiem- uśmiechnął się do niego- To moja ciocia Pheobe
-Witaj skarbie- wyciągnęła do niego rękę którą ten uściskał
-Dzień dobry- przywitał się grzecznie- Wyatt ja już muszę....
-Zostań- Pheobe wyczuwała od niego tyle bólu i cierpienia że musiała usiąść. Jak on mógł jeszcze normalnie funkcjonować? Ona miała to kilka sekund a już miała dość. Na szczęście wyczuła coś jeszcze, nadzieje i miłość za każdym razem gdy chłopak patrzył na Wyatta.
-Tak, proszę- jej siostrzeniec zdawał się ciągle utrzymywać z nim kontakt fizyczny
-Ale wieczorem muszę wrócić- nie był przyzwyczajony do takiego traktowania, dlatego nie mógł się pozbyć rumieńca
-Oczywiście- Wyatt miał nadzieje że jeszcze uda mu się go tu zatrzymać- Znasz się na eliksirach?
-Trochę- przyznał James
-Pomożesz mi?- Zapytał obejmując go
-Postaram się- mimowolnie się przytulił
-Cieszę się- i zniknęli w niebieskim świetle.

Pheobe nie mogła przestać się uśmiechać. Ta miłość była tak wielka że mimo tego że widzi przed nimi dużo trudności to przetrwają wszystko i będą szczęśliwi. Miała też wizję małego dzidziusia z ciemnymi włoskami i oczami Wyatta. Wiedziała że nic tu po niej więc cicho opuściła dom. Musi porozmawiać z mężem.

środa, 5 września 2012

Rozdział 3

James mimowolnie wtulił się w Wyatta, bo nie był przyzwyczajony do takiej formy podróży
-Już możesz otworzyć oczy- roześmiał się blondyn, a James rumieniąc się odsunął się od niego- Witaj w moim domu.
 Jasny przestronny salon, w którym było dużo wygodnych foteli ale tylko jeden mały stolik przed kanapą, stojący zegar i kilka dużych kwiatów. A przy schodach prowadzących na górę było mnóstwo zdjęć szczęśliwej rodziny
-Czemu mnie tu zabrałeś?- James odezwał się w końcu. Podobało mu się tu bardzo, tylko że tu jeszcze bardziej czuł pustkę tego czego nie miał. To jak bardzo tęsknił za rodziną i spokojem. Kimś kto by za nim tęsknił, troszczył się o niego
-Tu możemy porozmawiać- Wyatt widział, że jego gość posmutniał i chciał to za wszelką cenę poprawić, chociaż nie wiedział co zrobił źle- No i obiecałem ci obiad- uśmiechnął się do niego
-Dobrze- i James odwzajemnił uśmiech bo nie był w stanie się przed tym powstrzymać cała osobowość blondyna była taka uspokajająca, kojąca i emanowała szczęście
-Sam jestem ciekaw co mama zrobiła- wziął go za rękę i zaprowadził do kuchni w której centralnym punktem był blat, ale i też duży stół pod ścianą. I było tu bardzo czysto, chociaż oczywiście widać było że mieszkają tu ludzie nie tak jak w domu w którym się wychował.
-Wyatt...- Zaczął niepewnie James patrząc jak przygotowuje jedzenie- Ja nie wiem czy to że chcesz się ze mną przyjaźnić to dobry pomysł
-Czemu?- Postawił przed nim talerz spagetti i kubek ciepłej herbaty
-To może być niebezpieczne- spuścił wzrok
-Wierz mi potrafię się sam obronić- Wyatt nie był głupi, wiedział że coś jest bardzo nie tak i nagle pożałował że nie jest empatą
-Nie zmienię ci zdania?- James był zdziwiony ale i szczęśliwy jego determinacją
-Nie, jestem uparty tak jak mój tata- zaczął powoli jeść i z zadowoleniem stwierdził że jego towarzysz robi to samo
-Więc muszę cię ostrzec że tam skąd pochodzę jestem poszukiwany- nie chciał mu tego mówić, a z drugiej strony, chociaż trochę musiał się wytłumaczyć
-Poszukiwany?- Wyatt odłożył kubek
-Ja tego nie zrobiłem... na prawdę... nie chciałem,... nigdy nie chciałem.. zmuszono mnie- James nagle zaczął płakać i nie potrafił zatrzymać ani łez ani drżenia ciała. Wyatt wstał i objął go delikatnie
-Ci...- wziął go na ręce, był leciutki- Nic nie musisz mi mówić- zabrał go do swojej sypialni. Był świadom że to atak paniki ale nie bardzo wiedział co z tym zrobić, nikt w jego rodzinie nie miał nic takiego nie miał i teraz zaczął się trochę obawiać
-Mówili mi że muszę.... że to mój obowiązek... a później....- znów jego słowa zniknęły w szlochach. Wyatt ułożył ich na łóżku i wziął chłopaka w ramiona
-Ci... Skarbie tu jesteś bezpieczny- szeptał mu do ucha- nic nie mów, to nie ważne- głaskał go po głowie zastanawiając się co jeszcze może zrobić żeby go uspokoić- nikt nie zrobi ci krzywdy- pocałował jego spocone czoło
-Nie zostawiaj mnie- wyszeptał James i usnął nagle
-Nigdy- obiecał Wyatt i usłyszał że ktoś wjeżdża na podjazd. Powoli by nie obudzić chłopaka zszedł z łóżka , otulił go kocem i wyszedł z sypialni

-Miałeś gościa?- Zapytała go mama gdy tylko wszedł do kuchni
-Mam- powiedział siadając
-I gdzie jest?- Piper przyglądała się starszemu synowi, i była pewna że coś było nie  tak
-W sypialni- odpowiedział zanim zdążył pomyśleć
-Wyatt Matthew Hallivell!- Mama nie była pewna czy jest rozbawiona czy zła
-To nie tak- był zdziwiony że pomyślała o tym- To ten chłopak, który nam pomógł, tata mówił...
-Tak i mi powiedział- usiała naprzeciw niego- To jednak nie wyjaśnia co robi w twojej sypialni
-Chyba miał jakiś atak... mamo on jest taki smutny i wystraszony... nie wiem jak mu pomóc- ukrył twarz w dłoniach
-Na pewno sobie poradzisz kochanie. Jaki on jest?- Sama była ciekawa bo jej syn się zakochał, tak jak ona kiedyś w jego ojcu tyle umiała poznać
-Śliczny- wyrwało się Wyattowi, na co Piper zaczęła się śmiać. Po chwili i on do niej dołączył.

James obudził się nagle i nie wiedział gdzie jest. Ale gdy sobie przypomniał najpierw spanikował, ale po chwili na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.  Atmosfera tego domu zaczęła na niego działać.
Wiedział też że Wyatt coraz bardziej mu się podoba i z każdą chwilą lubi go bardziej. Wstał i wyszedł z pomieszczenia.

-Już ci lepiej?- Wyatt otoczył go ramieniem gdy tylko zobaczył go w drzwiach kuchni
-Tak dziękuję- uśmiechnął się do niego- Dzień dobry- zarumienił się lekko gdy zobaczył w pomieszczeniu obcą kobietą
-Dzień dobry kochanie- uśmiechnęła się do niego
-James to maja mama Piper- obserwował uważnie chłopaka, który wciąż stał niezdecydowany
-Dziękuję za gościnę- szepnął patrząc w podłogę
-Nie ma za co- wstała- Ja muszę jeszcze coś załatwić w klubie... tak w klubie więc  zostawiam was samych- po tych słowach niemal wybiegła z kuchni
-Nie to wcale nie było dziwne- stwierdził po chwili Wyatt i obaj zaczęli się śmiać. Ten dźwięk z tych czerwonych usteczek całkiem go zaczarował i postanowił od tej pory rozśmieszać Jamesa najczęściej jak się da.


poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 2

Usiedli przy stoliku w samym końcu sali.
Tu mogli liczyć na trochę prywatności. Wyatt uśmiechał się do chłopaka. Musiał przyznać że z minuty na minutę coraz  bardziej mu się podobał. A z tym rumieńcem na bladych policzkach wyglądał słodko.
James przeglądał teraz menu z zatroskaną i zmieszaną miną. To była dość droga restauracja a on przecież nie zrobił niczego nadzwyczajnego.
Wyatt widząc jego zmieszanie dotknął reki młodszego chłopaka i poczuł iskrę. Starsi po raz pierwszy przydzielili mu dobre zadanie a to że może czerpać z tego dodatkową przyjemność to przecież nikomu nie szkodzi
-Nie krępuj się- uśmiechnął się do niego
-Wyatt ja naprawdę nic nie  zrobiłem- spuścił wzrok
-Mylisz się James. Jak już mówiłem uratowałeś nas. Chris ostatnio nie ma stabilnych mocy a ja byłem całkiem nie przygotowany. Tylko....- na chwilę zatracił się w zielonych oczach towarzysza
-Tylko?- Zapytał po chwili James
-Już pewnie wiesz, że jesteśmy magiczni. Ale twoja magia, nigdy takiej nie widziałem- przyznał Wyatt chociaż czytał dużo o czarodziejach i nie wiele było w książkach dobrych rzeczy. Wojny, zdrady i samotność. To było to co wyczytał, no i częste poświęcanie jednej osoby często dziecka dla ratowania tamtego świata. On żył inaczej a w oczach Jamesa wyczytał że on zna to wszystko
-A możemy i tym nie mówić?- Zapytał w końcu ciemnowłosy- Tak jestem magiczny i niech ci będzie uratowałem was- westchnął
-Możemy rozmawiać o czym tylko zechcesz- Wyatt nie chciał go spłoszyć
-Masz tylko brata?- Zapytał w końcu James uciekając wzrokiem
-O nie- roześmiał się- mam też młodszą siostrę rodziców dwie zamężne ciotki jedna ma trzy córki i syna a druga dwie córki i syna
-I wszyscy są magiczni?- James znał tylko jedną dużą rodzinę i na wspomnienie Wersleyów coś ścisnęło go w gardle, te rany wciąż były świeże
-Tak. A ty?- Wyattowi  podobało mu się sposób w jaki zbliżający się do nich kelner patrzy na chłopaka, na szczęście James tego nie  dostrzegał
-Jestem sierotą- tym niemal uciął rozmowę i Wyatt przez chwilę zastanawiał się co dalej robić do tego się nie spodziewał
-Wybacz nie wiedziałem- wyszeptał w końcu
-Co podać?- Kelner nawet nie spojrzał na Wyatta tylko dalej rozbierał wzrokiem Jamesa, a ten świadomie bądź nie ignorował to ciągle patrząc na menu szukając najtańszej rzeczy, ale takiej która złagodziłaby skutecznie głód.
Wyatt nie mógł się zdecydować czy uśmiechnąć się czule nad niewinnością Jamesa czy wściec na kelnera za ten wzrok, za to co na pewno sobie myślał. Miał szczęście, że to nie jest jego moc, chociaż w sumie wcale nie była mu potrzebna, to co czuł i myślał kelner było widoczne i niemal namacalne.
-Kochanie- Wziął Jamesa za rękę, decydując się na drastyczny  krok- Nic się nie martw dzisiaj świętujemy- ucałował jego dłoń z delikatnym uśmiechem- proszę o dwa dobrze wypieczone steki i butelkę najlepszego wina- zdecydował Wyatt patrząc wyzywająco na kelnera
-Oczywiście- nie zmieszał się jednak, ale odszedł szybko wyraźnie zły
-Co ty robisz?- James wyrwał swoją dłoń z uścisku Wyatta
-Na prawdę niczego nie widziałeś?- Zapytał szczerze zdziwiony
-Czego nie widziałem?- James był coraz bardziej skołowany całą tą rozmową i zachowaniem towarzysza
-Rozbierał cię wzrokiem. To było widać i nie trzeba mieć do tego super mocy...
-Na prawdę?- Zdziwił się niemądrze chłopak
-To ci się podobało?- Teraz to Wyatt nic z tego nie zrozumiał
-Nie...- James zmieszał się `znowu- po prostu nigdy nikt tak na mnie nie patrzył nigdy nikomu się nie podobałem...
-Co ty mówisz?- Znów złapał go delikatnie za  rękę i patrzył mu w oczy nie dając mu uciec- Ja sam dopiero cię poznałem, i nic o tobie nie wiem. Ale uważam że jesteś śliczny i odważny a ten skromny rumieniec jest po prostu wspaniały. A to tylko pierwsze wrażenie. Wiem też że zostałeś zraniony, to widać w twoich oczach. Proszę cię tylko o szansę. Chcę cię poznać- Wyatt nigdy jeszcze tak się nie denerwował to co robił z nim ten mały było zadziwiające i będzie musiał porozmawiać z wujkiem który jest Kupidynem, bo jeśli to jego sprawka to już przepadł.
-Tylko nie oczekuj ode mnie zbyt dużo- wyszeptał James spuszczając wzrok
-Oczywiście, chcę się tylko zaprzyjaźnić- puścił jego rękę
-Smacznego- kelner postawił zamówione potrawy na stole, a w zasadzie niemal rzucił porcję Wyatta tak że narobił bałaganu a porcję Jamesa położył ostrożnie dotykając jego ramienia i uśmiechając się przymilnie, Chłopak zaczął się wiercić pod wpływem tego wzroku. To wcale nie było przyjemne
-Skarbie- Wyatt znów poszedł mu z pomocą- a może pójdziemy gdzieś indziej? Może do mnie ugotuję ci coś i po świętujemy w spokoju- James nie pojął aluzji, ale natręt tak
-Ale...- Zaczął chłopak
-Nie martw się zaopiekuję się tobą- wstał rzucił pieniądze na`stół i wziął James za rękę.
Gdy już wychodzili Black odwrócił się nagle i cała zawartość tacy jaką niósł natręt wylądowała na jego głowie
-Jestem pod wrażeniem- szepnął Wyatt wprost do jego ucha gdy przechodzili przez drzwi
-Ja muszę wracać- James popatrzył w stronę kawiarni
-Nie gdy burczy ci w brzuch- objął go- Trzymaj się mocno, u mnie w domu nikogo nie ma a mama ma na pewno jedzenia dla całej armii- i nie czekając na odpowiedź zniknął wraz z Jamesem w obłoku błękitnego świetła.

sobota, 1 września 2012

Notka

Nie chodzi o Czarodziejki z Księyca, ty|ko o seria| amerykański Czarodziejki nadawany  w |atach 1998- 2006
Wyatt



P|akat


A jeś|i chcecie mieć opisy postaci to dajcie znać