piątek, 7 września 2012

Rozdział 4

James po kilku minutach wesołego śmiechu znów spoważniał.
-Czy mogę już iść?- Zapytał nie patrząc na Wyatta
-Nie jesteś tu więźniem- położył mu dłoń na ramieniu- Ale chciałbym żebyś kogoś poznał
-Kogo?- James nie wiedział czy mu się to podobało
-Mojego tatę i ciocię- widział że chłopak się waha
-Chciałem się wykąpać- przyznał z lekkim rumieńcem
-Skorzystaj z mojej łazienki. Proszę to dla mnie ważne- popatrzył mu w oczy
-No dobrze- posłał mu delikatny uśmiech i wrócił na górę. Sam nie był od końca pewny czemu tak łatwo się na wszystko godzi, ale czuł się dobrze i bezpiecznie przy blondynie. Tego mu brakowało i za tym tak bardzo tęsknił.

Rozebrał się i zanurzył w ciepłej wodzie. Zamknął oczy i nagle wspomnienie biegły tak szybko że nie był w stanie ich powstrzymać:
.....-Harry Jamesie Potterze!- Głos ministra dobiegał zza mgły kurzu- Jesteś zatrzymany pod zarzutem morderstwa Petuni, Vernona i Dadleya Dursleyów
-To nie ja!- Krzyknął, ale nikt go nie słyszał
-Jak mogłeś!- Ron uderzył go w zranione ramie- A ja ci pomagałem! Jesteś zły zabiłeś własną rodzinę!
-To przez ciebie zginęli nasi przyjaciele!- Zawtórowała mu Hermiona policzkując go- Syriusz, twoi rodzice! A miałeś nas bronić!
-Nie chciałem żeby mi pomagali- Harry płakał. Te słowa bolały, bardziej niż obolałe zranione ciało. Jego tam nie było. Tak zginęli i byli świadkowie że zabija wujostwo, ale ktoś go wrobił. On w tym czasie był w ukryciu, Najgorsze było to że nikt mu nie wierzył, bo nikt o tym nie wiedział. To był pomysł Dumbledora, żeby skupił się przed walką. By nikt mu nie przeszkadzał. 
-Zawsze tego chciałeś sławny biedny Harry! Grałeś na naszych emocjach!- Ron był cały czerwony ze złości
-Więc czemu ty nie zabiłeś Voldemorta!- Teraz i Harry był zły, przecież ktoś dokonał morderstwa miesiąc przed decydującą bitwą. A oni oskarżali go po tym jak wykonał zadanie
-A ja przyjęłam cię do rodziny- Molly splunęła mu na twarz- Jesteś morderca nie lepszym od Czarnego Pana
-To nie ja!- Harry osunął się na kolana ale ktoś szarpnął go do góry urażając każdy bolący mięsień
-Mój chłopcze- spokojny smutny głos dyrektora- To moja wina ta wojna pomieszała ci w głowie
-Pan wie że to nie prawda! Pan wie!....
-Zabrać go!.......

Harry ocknął się nagle pod wodą i szybko wstał by się nie utopić. Serce biło mu jak oszalałe. Znowu go to dopadło. Tak jakby wspomnienia chciały przebić ścianę za którą je zamknął i to w chwili gdy znów zaczął cieszyć się życiem. Na dodatek był obolały trochę tak jak wtedy. Coś było mocno nie tak i bał się tego. Może powinien jednak komuś zaufać.

-Piper! Leo!- Do domu weszła Pheobe
-Tylko ja ciociu!- Odkrzyknął jej Wyatt
-Och- usiadła na jednym z foteli- Czemu przeglądasz Księgę?- Zapytała, widząc że siostrzeniec czegoś szuka
-Chce zrobić eliksir- przyznał podnosząc wzrok. Ciocia Pheobe była empatką i to dlatego chciał żeby Jamrs ją poznał, może ona mu pomoże
-Jesteś zakochany- usiadła obok niego
-Ciociu!- Może to nie był najlepszy pomysł
-Wybacz ale to cię czuję bardzo mocno... Ale też się boisz o niego. Wyatt w co ty się wpakowałeś?
-Nic. Ale ktoś go zranił. On się boi... Sam nie wiem, dlatego dobrze że jesteś może ty coś wyczytasz- posłał jej proszący uśmiech
-Sądząc po tym co do niego czujesz to ważne, ciekawe czy Coop maczał w tym palce- dawno nie czuła takich emocji od nikogo, Wyatt pokochał prawdziwie tak jak ona kiedyś, tak jak jej siostry. To było piękne ale i go to przerażało- Nie martw się miłość jest silna i przezwycięży wszystko- posłała mu pocieszający uśmiech
-To mi zawsze mówiłyście- westchnął zamykając Księgę
-Więc gdzie jest ten szczęśliwiec?- Wstała gotowa do akcji
-Kąpie się na górze- na to Pheobe parsknęła śmiechem
- Nie poznaję cię Wyatt- na widok jego miny zaczęła się śmiać
-Co się dzieje z tą rodziną?- Zapytał kręcąc głową- Najpierw mama teraz ty. James jest tak niewinny że aż nie rzeczywisty
-Tak?- Ciemnowłosy chłopak zszedł ze schodów- Nie wiedziałem że tak myślisz
-To wiem- uśmiechnął się do niego- To moja ciocia Pheobe
-Witaj skarbie- wyciągnęła do niego rękę którą ten uściskał
-Dzień dobry- przywitał się grzecznie- Wyatt ja już muszę....
-Zostań- Pheobe wyczuwała od niego tyle bólu i cierpienia że musiała usiąść. Jak on mógł jeszcze normalnie funkcjonować? Ona miała to kilka sekund a już miała dość. Na szczęście wyczuła coś jeszcze, nadzieje i miłość za każdym razem gdy chłopak patrzył na Wyatta.
-Tak, proszę- jej siostrzeniec zdawał się ciągle utrzymywać z nim kontakt fizyczny
-Ale wieczorem muszę wrócić- nie był przyzwyczajony do takiego traktowania, dlatego nie mógł się pozbyć rumieńca
-Oczywiście- Wyatt miał nadzieje że jeszcze uda mu się go tu zatrzymać- Znasz się na eliksirach?
-Trochę- przyznał James
-Pomożesz mi?- Zapytał obejmując go
-Postaram się- mimowolnie się przytulił
-Cieszę się- i zniknęli w niebieskim świetle.

Pheobe nie mogła przestać się uśmiechać. Ta miłość była tak wielka że mimo tego że widzi przed nimi dużo trudności to przetrwają wszystko i będą szczęśliwi. Miała też wizję małego dzidziusia z ciemnymi włoskami i oczami Wyatta. Wiedziała że nic tu po niej więc cicho opuściła dom. Musi porozmawiać z mężem.

6 komentarzy:

  1. James faktycznie jest strasznie słodki. Trzeba go oczyścić z zarzutów, nie zasługuje na takie traktowanie. Rodzina Wyatta mogłaby go przygarnąć. Gdzie on właściwie mieszka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzidziuś, uuuuu. Tak James jest słodki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Marzy mi się, żeby rodzina Wyatta stałą się też rodziną Jamesa. On tego potrzebuje. W ogóle potrzebuje wsparcia i czułości. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. opowiadanie zaczyna sie ciekawie i na pewno bedzie dobrejak poprzednie

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to opowiadanie. James mi się tu podoba :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    jakie to smutne, to że wszyscy się odwrócili trochę to wyglada jakby szukali kozła ofiarnego nawet Dumbledore... chciałabym aby rodzina Wayatta stała się rodzina Jamesa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń